31.5.12

Pierogi z serem

Podobno istnieją ludzie, którzy nie lubią pierogów na słodko. Trudno mi w to uwierzyć, bo dla mnie żadne inne mogą nie istnieć... Nigdy jeszcze nie jadłam ruskich, takie z mięsem czy kapustą i grzybami mogą być raz w roku, ale z serem... Ooooo - za tymi z serem mogłabym przepaść!
Uczę się ograniczać w celach zmniejszenia swej objętości, więc obecnie jem na obiad kilka, a nie pełną miskę jak kiedyś, ale zadośćuczyniam sobie myślą, że mam zamrożony zapas w razie "w" :)


Z porcji, którą podaje wyszło mi na dwa obiady dla pary (= jedna odchudzająca się i jeden chłop po robocie) - łącznie 52 szt. z czego 8 to były podwójne "słoneczka", a nie typowe pierożki.


Potrzeba:
- 4 szkl. mąki (+ trochę do podsypywania),
- niecała szkl. ciepłej wody,
- 1 jajko.

- 500 g białego sera,
-  żółtko,
- pół szkl. cukru pudru,
- kilka kropli ekstraktu waniliowego.

Mąkę z wodą i jajkiem wyrabiamy na gładkie, elastyczne ciasto (podsypując w razie potrzeby).
Składniki na mase serową dokładnie mieszamy.

Ciasto cienko rozwałkowujemy, wykrawamy szklanką koła, na każde nakładamy łyżeczkę farszu. Szybko, mocno, dokładnie zlepiamy każdego pierożka (mi Mały płakał, zostawiłam na dłuższą chwilę i później nie chciały mi się lepić...).
Układamy na podłożu posypanym mąką, obok, a nie na sobie, bo się posklejają!

Gotujemy wodę z odrobiną soli i oliwy.
Na wrzątek wrzucamy pierogi, gotujemy około 10-15 min. od momentu wypłynięcia (aż ciasto będzie miękkie - trzeba próbować).

Przed podaniem można lekko polać roztopionym masłem.








Jak mrozić pierogi?
Przed gotowaniem (!) ułożyć na desce/tacce posypanej mąką (obok siebie - nie mogą na siebie nachodzić!), włożyć do zamrażarki na 2 - 3 godz. Po tym czasie - gdy już każdy pieróg będzie zamrożony wrzucić je do jednego wspólnego woreczka / pudełka.
Gotować bez rozmrażania.


29.5.12

Bułki z przypadku (bardzo proste i szybkie)

Miały być na obiad parówki w cieście drożdżowym. Ciasto wyrobione, wyrośnięte, rozwałkowuję, sięgam po parówki... a one jakieś mokre, śliskie i pachną nie tak jak powinny... Zerkam na datę - no tak - okres to był poświąteczny, w lodówce miejsca potrzebowałam dużo, zrzuciłam wszystkie niepotrzebne "na już" produkty do najniższej szuflady, a po kilku tygodniach mi się przypomniało, że ja tam mam "parę dni temu" kupione parówki. Nieczęsto mi się zdarzają takie teleportacje w czasie, zazwyczaj nie marnuje jedzenia, ale parówki nadawały się tylko do kosza...
Obiadu nie było, ale micha drożdżowego ciasta stoi - wyrzucić żal...

Dorzuciłam garść ziaren słonecznika, zagniotłam raz jeszcze, uformowałam buły...
Wyszły smaczne :)


Zużyłam:

- 3 szkl. mąki,
- szkl. mleka,
- 1 jajko,
- 1/2 kos. margaryny,
- op. suchych drożdży,
- łyżka cukru,
- garść ziaren słonecznika.


W misce wymieszać mąkę, cukier i drożdże.
W garnuszku podgrzać mleko, rozpuścić margarynę.
Do mąki wlać mleko z tłuszczem, wbić jajko, wsypać ziarna, wyrobić. W razie potrzeby (gdyby było zbyt kleiste) podsypać więcej mąki. Zostawić do wyrośnięcia (aż podwoją objętość).

Odrywać kawałki, formować kulki, układać na blasze, zostawić do napuszenia.
Piec 15-20 min. w temp. 180 st. C.



20.5.12

Deser z galaretki i śmietany

Właściwie nawet nie przepis, a pomysł, do tego stary - jeszcze Gwiazdkowy... Tomek kupił śmietanę z zamiarem zrobienia mi zupy śliwkowej wg przepisu teścia. Ostatecznie z pomysłu zrezygnował, śmietanę żal było wyrzucić, ciasta stały 4 (plus tort) na dwoje i... coś lekkiego trzeba było zrobić :)




Potrzebujemy:
- 3 galaretki, najlepiej w różnych kolorach,
- 300 ml śmietany kremówki,
- owoce (u mnie mandarynki, ale niekoniecznie).

Pierwszą galaretkę rozrabiamy wg przepisu na opakowaniu (lub z minimalnie mniejszą ilością wody). Na spód pucharków wykładamy owoce, zalewamy je wystudzoną, tężejącą galaretką.

Drugą galaretkę rozrabiamy w 1 szkl. wody. Śmietanę ubijamy na sztywno, powoli wlewamy zimną, tężejącą galaretkę i mieszamy. Wykładamy na pierwszą zastygłą galaretkę do pucharków.

Rozrabiamy trzecią galaretkę wg przepisu na opakowaniu, gdy zacznie tężeć wylewamy ją na śmietanę.



Nic odkrywczego, a jest pyszne i nic się dzięki temu nie marnuje :)

15.5.12

Makowiec na kruchym spodzie

Nie wiem co lubię bardziej: makowiec czy sernik.
Oba kiedyś wydawały mi się szalenie skomplikowane i zabierające mnóstwo czasu. Teraz już wiem, że się myliłam ;)
Sernik bywa u nas częściej, więc chyba wolę makowiec :) Bo, jeśli już jest, to znika baaardzo szybko.

Przepis na swój pierwszy makowiec znalazłam w gazecie i upiekłam na Gwiazdkę. Bardzo mi zależało, żeby nie trzeba było wpierw podpiekać spodu, bo z tym zawsze jest tyle zbędnego czekania. Niestety, był to lekki niewypał - ciasta było tak mało, że nie mogłam go rozwałkować, by zapełnić blachę, a po upieczeniu przypominał słabo ubitą, wodnistą pianę z białek. Przepis więc zmodyfikowałam wykorzystując mój ulubiony kruchy spód od sernika. Pociągnęło to za sobą konieczność zmiany proporcji białek i żółtek w masie makowej, więc chyba śmiało mogę uznać, że ten przepis jes zupełnie MÓJ :)



Ciasto:
- 3 szkl. mąki,
- 1 kostka margaryny,
- 5 żółtek,
- 3 łyżeczki proszku do pieczenia,
- 3/4 szkl. cukru.

Masa makowa:
- 300 g maku,
- 5 żółtek,
- 10 białek,
3/4 szkl. cukru,
- 2-3 łyżki miodu,
-3 łyżki powideł śliwkowych,
- aromat cytrynowy (lub skórka - jeśli wolicie),
- bakalie (1/2 szkl. rodzynek powinno wystarczyć).

Z podanych składników na spód szybko zagnieść kruche ciasto. Podzielić w proporcji (mniej więcej) 45% / 55% i schłodzić.

Mak solidnie zmielić, sparzyć mlekiem i wystudzić.
Utrzeć żółka z cukrem. Delikatnie wmieszać sparzony mak, powidła, miód, aromat i bakalie.
Białka ubić na sztywną pianę, wmieszać drewnianą łyżką do masy makowej.

Większą część ciasta rozwałkować i wyłożyć nim blachę. Wylać masę makową, a na nią zetrzeć dobrze schłodzoną mniejszą część ciasta.
Piec 1 godz. w temp. 180 st. C.




Chyba w weekend będzie z niego powtórka :)

11.5.12

Kurczak pieczony na butelce

Czaiłam się na niego długo zanim się wzięłam za wykonanie. Od pierwszej chwili pomysł na tak pieczonego kurczaka mnie intrygował, ale nieczęsto kupujemy całego kuraka, a jeszcze rzadziej poświęcamy go na jeden raz (na dwie osoby trochę za dużo).
Wreszcie przy okazji Sylwestra zrobiłam go pierwszy raz i... nie ostatni :)
Jest to mój ulubiony rodzaj przyrządzania mięsa i smakuje znacznie lepiej niż kupne z rożna - mięciutki, delikatny, aż rozpada się podczas krojenia, ALE skórka jest baaardzo chrupiąca. Dodatek ulubionych przypraw sprawia, że jest bardzo aromatyczny, a przyrządzenie - banalnie proste! Mało tego - smaku piwa nie czuć zupełnie.



Wszystko, czego potrzebujemy, to:
- 1 kurczak w całości,
- butelka piwa,
- ulubione przyprawy.

Wieczorem dnia poprzedniego nacieramy kurczaka wybranymi przyprawami.
(Używam tego, co akurat mam w szafce - przyprawa do kurczaka, przyprawa kebab-gyros, pieprz, majeranek. Dodatkowo nacieram go przeciśniętym przez praskę czosnkiem. Nie użwam soli - w gotowych mieszankach przypraw jest jej multum!)
Wkładamy na noc do lodówki (jeśli nie zrobicie tego poprzedniego dnia natarcie kilka godzin przed pieczeniem też powinno dać zadowalający efekt).

Butelkę z piwem wkładamy do wody z płynem, gdy namięknie odrywamy naklejke, usuwamy resztki kleju, dokładnie płuczemy.

Z butelki odlewamy wysoką szklankę piwa, tak żeby nieco mniej niż połowa w butelce pozostało.
Nadziewamy kurczaka kuprem w dół, żeby szyjka butelki wystawała z szyjki kurczaka.
O tak:



Kładziemy go na blasze (ścieknie tłuszcz i piwo od polewania - naczynie na zdjęciu było stanowczo za małe, ale wtedy jeszcze o tym nie wiedziałam), dokładnie w takiej pozycji "na baczność".
(Zawsze mnie to śmieszy)

Rozgrzewamy piekarnik do 190 st. C, ostrożnie wkładamy kurczaka (żeby nie stracił pionu), pieczemy pół godz.
Po tym czasie zmniejszamy temp. do 180 st. C i pieczemy jeszcze 1,5 godz. co ok. 20 min. polewając go piwem ze szklanki.




Życzę smacznego!

2.5.12

Tort kokosowy

Idealny na komunie i chrzciny. Nas takie uroczystości szczęśliwie ominą, ale Tomek jest zapalonym wielbicielem kokosów, więc jaki inny tort mógł dostać na urodziny?:)



Delikatny, jasny biszkopt, krem na maśle z dodatkiem dużej ilości wiórków kokosowych. Tomek przyznał, że smak mógły spokojnie konkurować z batonikami Bounty. Dla mnie wygrywa, szczerze - nie spodziewałam się, że aż tak zasmakuje :)




Przepis wiele lat temu wyrwałam z jakiejś maminej gazety. Dziś nie sposób pamiętać z jakiej...

Biszkopt:
- 1 i 1/4 szkl. mąki pszennej,
- czubata szkl. mąki ziemniaczanej,
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia,
- 1,5 szkl. cukru,
- 6 jajek,
- cukier waniliowy.

Krem:
- 2 kostki masła,
- 2 szkl. mleka,
- 3 jajka,
- 3/4 szkl. cukru,
- 150 g wiórków kokosowych.

Biszkopt:
Przesiać obie mąki z proszkiem do pieczenia.
Ubić białka na sztywną pianę.
Żółtka utrzeć z cukrem zwykłym i waniliowm. Pod koniec ucierania wlewać powoli 1/4 szkl. gorącej wody. Miszając wsypywać mąki z proszkiem. Na koniec delikatnie wmieszać pianę.
Wyłożyć do tortownicy.
Piec 35-40 min. w 190 st. C.

Krem:
Mleko zagotować. Szklanką jeszcze gorącego zalać wiórki.
Jajka zmiksować z cukrem, wlać resztę mleka i mieszając, zagotować. Zostawić do wystudzenia.
Utrzeć miękkie masło, dodając po łyżce masę jajeczną. Około 1/3 odłożyć, a resztę zmiksować z wiórkami kokosowymi.
Biszkopt podzielić na 3 części (można go skropić mocną herbatą z cytryną), przełożyć kremem. Wierzch i boki posmarować odłożoną częścią kremu, ewentualnie posypać wiórkami.









Smacznego dla wszystkich zakochanych w kokosach! :)