Pamiętam je głównie z lat dziecinnych - później na długie, długie lata zniknęło z domowego menu.
Odkryłam je na nowo po przyjeździe do UK - nasi współmieszkańcy (wspólna kuchnia) często to jedli. Wtedy jeszcze nie zatęskniłam, ale będąc w ciąży... O matko, jakże mi się pewnego dnia zachciało mortadeli! W Anglii nie jest o nią tak łatwo, więc trochę poczekałam nim ją kupiliśmy.
Wiem - w ciąży powinno się staranniej wybierać posiłki, ale zachcianka nie sługa - pamiętam, że potrafiłam spacerować do lodówki kilka razy dziennie i bywały chwile, że nawet nie brałam noża, by odkroić plaster, tylko odgryzałam kawał i szłam dalej...
Został mi sentyment :)
Mortadela smażona w panierce:
- kawał mortadeli,
- jajko,
- bułka tarta,
- olej
Mortadele kroimy na plastry (te u mnie na zdjęciu są za grube - optymalnie jest między pół a jednym centymetrem).
Obtaczamy w roztrzepanym jajku i bułce tartej.
Smażymy z dwóch stron na rozgrzanym oleju - do zrumienienia.
Podaję z ziemniakami i surówką.
też to pamiętam, ale kiedy ja to jadłam ostatni raz to już nie:P
OdpowiedzUsuńMoże warto sobie przypomnieć?:)
UsuńOj jadło się,jadło.... ;-) ale ja wolałam "na żywca" - bez panierki, ale też smażoną na patelce :-)
OdpowiedzUsuńTakich jeszcze nie jadłam :)
UsuńPamiętam... Mama robiła, ja robiłam i dalej robię, chociaż już rzadziej... Dzięki za przypomnienie o tych pysznych, "oszukanych" schabowych:)
OdpowiedzUsuńNie ma za co :)
UsuńHmm, nie jadłam ale może warto spróbować :-)
OdpowiedzUsuńSpecyficzne są :)
UsuńO, smak dzieciństwa! Takie proste... a takie pyszne ;) Pozdrawiam, gingerbreath.blox.pl
OdpowiedzUsuńPycha! Wieki nie jadłam...
OdpowiedzUsuńMoże warto zrobić :)
UsuńAhh jak miło, że nie tylko ja lubię taki dziwny przysmak :D Tylko u mnie martadele je się najczęściej na kolację z chlebem i musztardą. Pychotka!
OdpowiedzUsuńDo chleba też lubię, ale na obiad z ziemniorami, to dopiero jest cud :))
UsuńMmm... uwielbiam taką mortadelę :-)
OdpowiedzUsuńI u nas ma wzięcie :)
Usuńpycha :)
OdpowiedzUsuń