Nie przesadzę jeśli napiszę, że uwielbiam pasztety.
Każde.
I te drogie, zapiekane, w całości z mięsa i te taniutkie w złotych kubeczkach, którym do mięsa dość daleko.
Przedkładam pasztet nad większość wędlin, sery i warzywa... No... może Brie mógłby z nimi wygrać :)
Mieliśmy w domu wątrobkę na którą zupełnie nie miałam ochoty...
Stała się pasztetem.
Chociaż nie ma w nim praktycznie żadnych dodatków - to taka bardziej wątrobianka.
Tomek powiedział, że smakuje jak przemielna wątróbka... Trudno mu odmówić racji...
- porcja wątróbki drobiowej (200-300g),
- pół cebuli,
- ząbek czosnku,
- dwie lub trzy łyżki masła
Wątróbkę myjemy, osuszamy, usuwamy błony.
Cebulę kroimy w bardzo drobną kostkę.
Czosnek przeciskamy przez praskę.
Rozgrzewamy trochę tłuszczu, krótko smażymy wąróbkę z obu stron - żeby nie stwardniała, solimy po usmażeniu. Przekładamy do miseczki.
Na maśle szklimy cebulę, pod koniec dorzucamy czosnek, chwilę przesmażamy.
Cebulę z czosnkiem i resztkami masła wlewamy na wątróbkę.
Dokładnie blendujemy (nie miałam wtedy blendera, ale widelec i trochę cierpliwości też się sprawdziły...)
I już - mamy swoje wąróbkowe smarowidło! :)
Uwaga - tylko dla wątróbkowych koneserów :)
Nie przepadam za wątróbką, no niestety..
OdpowiedzUsuńJako dzieciak też nie lubiłam :P
UsuńMamie zawyczaj wychodziła twarda :D
Teraz bardzo lubię... :)
myślałam o tym żeby raz zrobić własny pasztet z wątróbki i zupełnie mi wyleciało z głowy xD a teraz mi przypomniałaś więc nie ma wymówek trza zrobić ;)
OdpowiedzUsuńTylko musisz dobrze zblendować, bo mi tym widelcem taki niejednolity wyszedł:)
Usuń