12.9.14

Kanapeczki z czosnkową pastą z żółtego sera

Długo tu nie pisałam, choć staram się regularnie zaglądać i odkurzać pajęczyny... Nie gotuje teraz dużo, a nawet jeśli - nie mam warunków na focenie. Mam szczerą nadzieję, że to się zmieni, gdy przeprowadzę się do własnego domu, ale na to muszę jeszcze kilka tygodni poczekać.

Przepis na te kanapeczki wpadł mi w oczy, gdy szukałam przekąsek na przyjęcie weselne.
Robiliśmy małe przyjęcie w domu, a że sama na nie gotowałam, to wszystko musiało być szybkie i łatwe do przygotowania wcześniej, najlepiej poprzedniego dnia... ;)



Znalazłam je na tym blogu i nic nie zmieniałam.
Musicie mi wybaczyć jakość zdjęć, ale wcale tamtego dnia nie pamiętałam o fotografowaniu jedzenia na bloga... Te pochodzą z "musztardy po obiedzie", czyli kolacji dnia następnego.

Muszę przyznać, że z całego weselnego menu do nich najchętniej będę wracała. Wprawdzie dojadaliśmy je jeszcze parę dni po ślubie, ale z pewnością nie przez brak ich walorów smakowych (po prostu zrobiłam wszystkiego za dużo - no błagam Was: 8 blach ciast na 8 osób, Gdy już każdemu wcisnęłam po n-tym kawałku, to mieli dość do następnego ranka)

Kanapeczki są przepyszne - wyrazisty pumpernikiel, mocno czosnkowa pasta i orzech włoski tylko dodający smaczku.



Kanapeczki z czosnkową pastą z żółtego sera
(porcja wypełni 2 duże talerze do przekąsek)
- pumpernikiel, lub inny zwarty, ciemny chleb - ja użyłam wieloziarnistego chleba z Biedronki (taki krojony, pakowany w folie. U mnie w domu nie ma fanów, ja wręcz przepadam - może przez to, że podobny kupowałam zawsze w Anglii),
- 250 - 300 g żółtego sera (jestem wierna tym o ostrym smaku),
-  4-5 ząbków czosnku,
- 1-2 łyżki majonezu,
- orzechy włoskie do dekoracji

Chleb kroimy na małe prostokąty.
Ser żółty trzemy na tarce o najmniejszych oczkach.
Czosnek obieramy, przeciskamy przez praskę.
Ser żółty mieszamy z czosnkiem i majonezem. Ja już nie doprawiam, ale to zależy od Waszych upodobań i od ostrości sera.
Na chleb nakładamy porcje pasty serowej, ozdabiamy połówkami orzechów.

Najlepsze po jednym dniu, gdy smaki zdążą się przegryźć.
Proponuję godzinę przed podaniem wyjąć z lodówki - najbardziej smakują w temperaturze pokojowej.



2 komentarze: