Rozglądałam się jakiś czas za maszynką do lodów. Ostatecznie skapitulowałam, bo rzecz to niezbyt tania jeśli wziąć pod uwagę, że używa jej się sporadycznie i tylko przez jeden sezon w roku.
Z kolei ręczne kręcenie tego deseru jakoś mnie nie zachęcało - nie wiem skąd wzięłam przekonanie, że to czasochłonne i monotonne...
Surowych jaj w potrawach unikamy. Jakoś tak bezpieczniej...
Dzięki temu Michałek może liznąć ;)
Z kolei ręczne kręcenie tego deseru jakoś mnie nie zachęcało - nie wiem skąd wzięłam przekonanie, że to czasochłonne i monotonne...
Surowych jaj w potrawach unikamy. Jakoś tak bezpieczniej...
Dzięki temu Michałek może liznąć ;)
Szukałam pomysłu na domowe lody wertując blogi i strony kulinarne... Jak nie żółtka, jak nie maszynka, to cuda wianki z gotowaniem mleka i diabli wiedzą ile zachodu...
A ja chciałam prosto i smacznie!
Pierwsza próba była udana, ale przeraźliwie słodka - dałam więcej toffi niż śmietany... Wyszedł taki ulepek, że po pierwszej łyżce miało się dość cukru :)
Proporcje zmieniłam, sypnęłam tego i owego - jest idealnie.
A przede wszystkim - nie ma bryłek lodu i zamrożonej wody.
Lody są bardzo twarde, ale po nałożeniu do miseczek szybko miękną i wprost rozpływają się w ustach :)
Tomek powiedział, że to najlepsze lody jakie kiedykolwiek jadł w życiu.
Uwielbiam słyszeć takie rzeczy :)
Domowe lody krówkowe BEZ JAJ i BEZ MASZYNY za to z rodzynkami, orzechami i żurawiną:
- duży kubek śmietany kremówki - około 600ml (36% - ang. double cream),
- około 400g puszka masy krówkowej,
- garść włoskich orzechów,
- garść rodzynek,
- garść suszonej żurawiny Marsyl*
Śmietanę ubić na sztywno. Ciągle miksując dodać masę krówkową i mieszać aż się porządnie połączy.
Łyżką wmieszać posiekane orzechy włoskie, rodzynki i żurawinę.
Przelać do pojemnika, który można mrozić (u mnie stary po sklepowych lodach), nakryć folią spożywczą i włożyć do zamrażarki.
Po około 40 min - 1 godz. lody wyjąć z zamrażarki, porządnie przemieszać (używam trzepaczki lub końcówki od miksera).
Mieszanie trzeba powtarzać minimum 5 - 6 razy, najrzadziej co 40 minut - godzinę.
Jeśli zabierzecie się za nie przed południem wieczorem będą gotowe do podania :)
* Suszona żurawina Marsyl
Nigdy nie lubiłam żurawiny. Nie używało jej się u mnie w domu wcale. Kojarzyła mi się z cierpkim, wręcz kwaśnym smakiem - omijałam jak się dało.
Miałam niezły ambaras, kiedy dostałam ją do testowania od firmy Marsyl... Miałam wizję paczki żurawiny zalegającej w tym samym miejscu w szafce za rok i za dwa lata...
Ale ma się to wyczucie - robiąc lody wertowałam szafkę za cudami, które można do nich wrzucić - sięgnęłam i po nią.
Spisała się doskonale.
Nie jest wcale cierpka - w składzie jest cukier i pewnie przez to jest całkiem słodka.
Owoce są ususzone ale nie wysuszone na wiór - czyli plus. Do tego owoce sa całe, a nie posiekane czy suszone z pulpy.
Wielkość paczki też mi tym razem odpowiada.
Do jedzenia jej solo się nie przekonam, ale ze względu na jej słodki smak nie wykluczam jej całkowicie - będę jej używała do lodów (a biorąc pod uwagę ich genialny smak - żurawina skończy się szybko).
Skusicie się?